fbpx

Poporodowa prawda. Blog “Tropem Matki Aparatki” Poporodowa prawda.

Napisałam Ja : Ada | Kosmetomama

Następna śliczna mama w Projekcie mama. Dziś przedstawiam Wam Karolinę z bloga o długiej nazwie ;) “Tropem Matki Aparatki (za stópkami Nadki ;-) ” Opowie wam o tym jak w jej przypadku i myślę że w przypadku wielu mama wygląda życie po porodzie.

matka aparatka nowyBlog zakochanej mamy po przejściach. O emocjach,o wkraczaniu w macierzyństwo, o szczęśliwie spełnionej Nadziei po wcześniejszej stracie…O łapaniu bezcennych chwil. O mojej Córeczce, po porodzie której sama narodziłam się na nowo :-)”

Blog: Tropem Matki Aparatki  Fanpage: Tropem Matki Aparatki

 

Poporodowa prawda skrywana- introspekcja

Jestem zainspirowana. Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie książka “Rewolucje rodzinne z małymi stópkami w tle”. Magdalena Dintar opisała swoje przeżycia macierzyńskie, bez lukrowego całokształtu. Prawda jest taka, że my-matki wolimy unikać tematu swoich cięższych doświadczeń- po-porodowych. Dlaczego? Myślę, że każda chce od razu zaprezentować się jako zaradna i tylko szczęśliwa. Jednakże co trzecia z nas przechodzi “baby bluesa”- w pierwszych dniach po porodzie.
Czasem znika po dwóch dniach, a czasem przeciąga się nawet do kwartału. Niektórych, po kilku miesiącach dopada “depresja poporodowa”.

 

Wiadomo,że żadna tego nie chce, natomiast tajniki psychiki są ezoteryczne. Rzadko, która chce uzewnętrzniać to co dzieje się w jej głowie. Tłumimy, wstydzimy się mówić o swoich “płaczkach” (nad którymi nie umiemy zapanować), zmęczeniu, spowodowanym skokami hormonów, o obawach czy “dobrze podchodzimy”. I to autopytanie: “Czy coś ze mną nie tak…”? Pląta się w nas paleta emocji. Od szczęścia do obaw i od obaw do szczęścia. Pamiętam, że od razu uważałam, że Nadi jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie. Jednakże niepokój wzbudzało we mnie wrażenie, że patrzy tak jakby była “na mnie zła “… Zastanawiałam się, między innymi, czy może ta cesarka w 37 tygodniu ciąży, była dla niej zawczesnym wyciągnięciem na drugą stronę brzucha?

 

Skoki nastrojów towarzyszyły mi na początku. Najgorzej było gdy do moich piersi napłynął “nawał mleczny”. Miałam tak napompowane cyce, że Nadia nie mogła z nich ssać mleczka… Ja próbowałam przystawiać na wszystkie sposoby (czasem niepoprawne bo kręgosłup mi siadał a ja i tak dalej skulona chciałam ją nakarmić. Dopiero jedna z położnych widząc moją rozpacz powiedziała” “nie pierś do dziecka tylko dziecko do piersi”. Druga przyniosła mi zamrożoną kapustę by zrobić okład na biust i to pomogło :) Po tym, z karmieniem już nie było problemu :) Natomiast “swoje przeszłam” i wypłakałam(…). (Zaznaczam, że nie należałam do płaczliwych osób).

 

Mój poród Nadiowy od początku był skrajny emocjonalnie- w dniu porodu ordynator nie chciał przyjąć mnie do szpitala w moim mieście, lekceważąc skierowanie od mojego lekarza prowadzącego…Stwierdził, że skoro nie mam skurczów to jeszcze czas (a blizna po pierwszej operacji zaczęła mi się rozchodzić, dlatego mój prowadzący ginekolog chciał przeprowadzić drugie cesarskie cięcie na spokojnie, a nie gdy akcja się zacznie. Nadia już była w pełni rozwinięta – końcówka 37 tc, więc dalsze “czekanie” tylko mogłoby dodać jej wagi i nic poza tym)… Poryczałam się więc gdy nie pomógł fakt, że moje pierwsze dziecko stało się Aniołkiem i nie pozwolę by narażać nas drugi raz na to samo…

 

Na szczęście mój prowadzący szybko skierował nas do GCZMiD w Katowicach, gdzie zapewnił mi wzorową opiekę i bliskość z dzieckiem “w razie gdyby coś było nie tak…” Zanim jednak tam dotarliśmy mój Rafał zabrał mnie do ogrodu botanicznego byśmy ukoili emocje (najlepiej relaksuje się na łonie natury lub przy muzyce relaksacyjnej o owej tematyce)… Po przybyciu na miejsce od razu przyjęto mnie należycie i zdecydowanie stwierdzono, że faktycznie “cesarskie cięcie dziś musi być”. Musieliśmy jednak odczekać 6 godzin od ostatniego posiłku, który spożyłam. Atmosfera była filmowa, wspaniale do mnie podeszli, sama operacja w rozluźniającym stylu, świetny personel na zmianie, sami zaproponowali obecność mojego męża przy porodzie (bardzo tego chcieliśmy ale nie nastawialiśmy się bo twierdzono, że cesarka jako operacja w Polsce wyklucza obecność partnera) , co nas pozytywnie zaskoczyło, anestezjolog sam posłał mojego męża po aparat by robić zdjęcia (jedno zrobił mu z dzieckiem osobiście- z własnej inicjatywy! :D :) ) czy kręcić film, gdy już Córeczka była po drugiej stronie brzusia :)

 

Tu emocje bez napięcia a wręcz pełne optymizmu :) Ciepłe wspomnienia. Sala porodowa też na poziomie nowoczesności. Także mój  “Małż” trzymał mnie za rękę i mimo” trzęsawki “(zawsze się trzęsę z emocji) było mi zdecydowanie raźniej. Pełna ulga i radość nie do opisania, gdy usłyszeliśmy pierwszy krzyk Małej i informacje, że jest całą i zdrowa, choć troszkę zmęczona porodem (7 punktów Apgar). Najcudowniejsza nowina mojego życia <3! Potem już zaczęła się amplituda skoków hormonów.
Uważam, że instynkt macierzyński odkrywa się stopniowo, z czasem, a nie wraz z narodzeniem dziecka. Chociaż- paradoksalnie, wierzę w intuicję macierzyńską już od okresu ciąży. Np. Ja “czułam”, że moja córeczka będzie podobna do swojego Taty- Rafała. Zdjęcie z 3-go USG prenatalnego mnie umocniło w tym “przeczuciu”. Bliscy mówili, żebym się nie nastawiała bo dziecko się zmienia a poza tym takie zdjęcia nie są wyraźne. Ja ja byłam przekonana, że będzie tak jak czuje. I sprawdziło się :). Moja przyjaciółka “czuła”, że jej dzidzia nie urodzi się pod koniec wyznaczonego miesiąca tylko na początku następnego – i także się “potwierdziło” ;).

 

Po porodzie, natomiast,  “uczymy się dziecka i siebie w nowej roli- Matki”. Często zastanawiamy się dlaczego dzidziuś płacze skoro ma sucho, jest wyspany i najedzony? Kombinujemy jak tylko możemy, szukamy przyczyn by ukoić płaczącego maluszka. Nie jesteśmy od razu “wszystko wiedzące”, choć nie przepadamy za udzielaniem nam “złotych rad” (i to nieproszonych) od wielu osób. Chcemy same stopniowo wszystko “ogarnąć”. Bliscy powinni też uszanować, że musimy mieć czas, aby “się odnaleźć”.  Nie powinni narzucać swoich sposobów. Zapadło mi w pamięć bardzo pozytywne zdanie mojej Szwagierki: “…ja robiłam tak, ale Ty możesz robić inaczej- po swojemu…”. To prawda. Przecież sposobów jest wiele. Każdy powinien znaleźć taki, który jemu najbardziej odpowiada”.

 

 Przyjście na świat dziecka to rewolucja w życiu rodziców. Wiele się zmienia ( i niewiele będzie takie samo). U jednych na lepsze a u innych czasem i na gorsze. Powinnyśmy pamiętać, że choć to w nas- kobietach, najwięcej się dzieje. Hormony w ciąży, spadek po porodzie, następnie laktacja, zakończenie laktacji. Do tego, niektóre z nas mają jeszcze traumy po poronieniach, lub jak ja- po śmierci pierwszego Dzidziusia… To wszystko się kumuluje i uzewnętrznia, w rożnych postaciach. Niewiele osób to zrozumie. Chyba nikt, poza tymi, którzy sami doświadczyli… Oczekujemy jednak “podporządkowania” nam, a prawda jest taka, że bliscy nie zmienią swoich przyzwyczajeń przez nasze doświadczenia. Ludzie zmieniają się pod wpływem przeżyć własnych a rzadko kiedy- cudzych.

 

Pamiętajmy jednak, że nie jesteśmy same. Mężczyźni- ojcowie, także wkraczają w nową rolę. Najpierw oswajali się z “nowymi nami” w ciąży, jeśli któraś para straciła pierwsze dziecko to partner też emocjonalnie/psychicznie to przeżywał. Potem mężczyzna też musi odnaleźć się jako rodzic. Mój mąż akurat bardzo pomógł mi przejść przez śmierć naszego Syna…choć sam krwawił, rozłożył skrzydła nad nami. “…Splótł palce z moimi palcami, prowadził i dał się prowadzić”. Często pary rozchodzą się po takich traumatycznych przejściach a my się umocniliśmy.
Po urodzeniu Nadii (dlatego ją tak nazwaliśmy bo to nasza “spełniona Nadzieja”), także był bardzo zaradny i obrotny. Szczerze mówiąc- bardziej niż ja. Jednak w tym czasie, paradoksalnie, nie było między nami przez pewien czas tak “różowo”. Ja bardzo się zmieniłam, skupiłam się głównie na Córeczce i “odnajdowaniu siebie”. Trochę go jakby “odtrącałam” i tylko “wymagałam”. Nie mogliśmy się dogadać przez pewien czas, choć zawsze w obecności Nadii staraliśmy się trzymać tylko pozytywne emocje. Dzieci wiele wyczuwają i chcieliśmy jej zaoszczędzić nieprzyjemnych. Moja przyjaciółka powiedziałą mi kiedyś, że “unormuje się wszystko do dwóch lat”. Coś w tym jest, choć u nas gdy mała zaczęła chodzić (13 miesięcy), wszystko zaczęło być tak jak powinno :)
“First, we had each other, than we had You, now we have everything” <3 :) :*

 

Piszę jednak ten post, by świeżo upieczone Mamy nie myślały, że tylko one “odnajdują siebie, są czasem płaczliwe, mają skoki hormonów, zachowania, które zaskakują, poczucie niecałkowitej zaradności. Powtarzam- instynkt macierzyński czujemy stopniowo, choć rodzi się wraz z dzieckiem. Dajmy sobie czas. Jedne potrzebują krócej, inne dłużej. Nie powinno się naciskać bo to tylko może wywołać odwrotny efekt. Pomóc możemy sobie tylko same wewnętrznie, same “dojść do siebie na nowo” (ze wsparciem bliskich, zwłaszcza partnera :) )
Co ważne- powinno się przerwać “zmowę milczenia” i szczerze mówić o tym “co się w nas dzieje” – i od” jaśniejszej” i od “ciemniejszej” strony. Nie tłumić w sobie tylko pozwolić wyjść na powierzchnię, najlepiej na bieżąco. Trzymanie w sobie może doprowadzić do narastania i wybuchu w najmniej spodziewanym momencie.

 

Macierzyństwo ma wiele barw. Natomiast jest warte przejścia przez wszystko :) Uśmiech i uścisk własnego dziecka wynagradza każdą trudność czy “gorsze chwile”. To największa radość serca i uniesienia na lukrowej chmurce :) Mimo początkowo-efemerycznych przejść, to stan zakochania, który jest permanentny-nigdy nie przemija :) <3

 

Pozdrawiam
Karolina z bloga Tropem matki aparatki
*Wszystkie treści i zdjęcia we wpisach gościnnych przedstawione na moim blogu są zamieszczone za zgodą autorek.Jeśli tak jak dotychczasowe przedstawione mamy chciałabyś umieścić na moim blogu wpis gościnny zapraszam do wysyłania maila nakosmetomama@gmail.com odnośnie ustalenia szczegółów wpisu.

(Visited 392 times, 1 visits today)
4 komentarze
0

Napewno też to polubisz !