Pora wieczorna to największy rodzicielski hard core. Helka zawsze wtedy zaczyna harce z Zosią i trudno je do łazienki zatachać.” Zosia! 1,…2..” mówię podniesionym głosem bo po 10 krotnym wołaniu “Zosiu choć proszę” już mi się odechciało i odliczam , Zosia na to” 3, 4, 5“. W końcu po policzeniu do 10 Zosia przybiega. Ja już tracę siły bo ten drugi bąbel uwieziony na rękach szamocze się jak szalony!. Zosia tylko skwitowała “ I tak bym zdążyła przed 3..” “No dobra nie filozofuj tylko na górę do wanny marsz”, i tu pada tekst mojej córki do matki (z kabaretu Paranienormalni Mariolka) “Spoko Gabryśka idę!”
Po kąpieli, kilku sprzeczkach, jednym podtopieniu i zalaniu połowy łazienki wychodzą Panny. Zosia zaczyna latać na golasa z piosenką niesioną na ustach “Mam te moc”. “Dobra“, myślę “na chwilę jej odpuszczę i zajmę się Helką, w końcu spokojnie leży po podtopieniu przez starszą siostrę, to chociaż to wykorzystam i jej pampersa założę” .Dzieci ubrane. Idę się kąpać i podsłuchuje czy obie się bawią grzecznie i nagle słyszę z ust Zosi do Helki “Boże dzieciaku jak można tak żyć!” . Strasznie mnie to rozbawiło i musiałam sprawdzić skąd ten poważne zarzut wobec młodszej siostry. Okazało się, że Zosia była oburzona tym, że ona sprząta swój pokój przed spaniem a Hela jej wszystko z powrotem rozwala.
Konflikt rozwiązany. Czas umyć zęby. J zabiera się za Helkę, bo umycie jej zębów to “mission impossible” ! Szarpie się wyrywa i krzyczy. Zosia na szczęście myje zęby sama, plując pastą do….bidetu. Po szarpaninie pora na wymarzony sen. Odprowadzamy dzieci do swoich pokoi, nagle nieoczekiwanie J (do mnie) “Prutnełaś? bo coś tu śmierdzi?”, “Ham za kogo Ja wyszłam” myślę , ale odpowiadam na tę prowokację, żeby sobie nie myślał,”Nie, nie prutnęłam!, może Ty dziadzie? (Takie pieszczotliwe, małżeńskie przepychanki słowne na poziomie ;) “Nie to chyba Helka?!”,Odpowiadam. No tak po 5 rzadkich kupach, powinnam się domyśleć, że 6 zrobi tuż po kąpieli i tuż przed spaniem. Oczywiście w wyniku sprawiedliwego głosowanie “Ty przebierasz rezerwuje!” Pada na mnie ten wątpliwy zaszczyt zobaczenia, co jadło moje dziecko po raz enty.
Rozdzielamy się, J idzie uśpić Helkę, Ja Zosię. U mnie dziś łatwo poszło, ale słyszę że J ma dziś problem z uśpieniem młodej. “Ha dobrze ci tak, za tę kupę!” – mszczę się w myślach. Z pokoju Helki dobiegają coraz to różniejsze arie w wykonaniu mojej córki “Lalu laub, malu, lalu, Tatu?“. J musi wtedy potwierdzić swoją obecność przy jej łóżeczku żeby mogła dalej śpiewać “Lalo, melo, lele, Tatu?” Po raz kolejny odzywa się głos J “jestem, jestem” i Helka dalej śpiewa. Po 30 minutach takiej wymyślnej pieśni wreszcie jest cisza, znaczy się poszły spać.
Jeszcze chwila rozmowy z mężem w sypialni, bo w ciągu dnia nie da się tego zrobić i zasypiamy. Nie na długo bo z pokoju słychać głos, krzyk, domaganie, “Mammuu! piciuuuu, piciu, piciu” To Helenka we własnej małej osobie z własnym potężnym głosem woła o picie. Napita, idę. J mości się w łóżku “Tylko uważaj nie uduś Jewgieni“. Tak też uważam, że to dziwne imię dla poduszki. Jewgienia śpi w środku (w nogach, tak jakoś J wygodnie) . Ja znowu wstaje bo słyszę płacz, wracam do wtulonego w poduszkę męża, który już śpi mocno i chrapie.” J przestań chrapać, bo nie mogę spać!”i jego odpowiedź, która zawsze powoduje u mnie podniesienie ciśnienia.”Co?, ja nie chrapię, nawet jeszcze nie zasnąłem“. Zasypiam, ale w nocy latam jeszcze 3 razy. Rano mówię J, że latałam do dzieci a on spokojnie.”Tak? popatrz a ja tak mocno spałem, że nic nie słyszałem!, trzeba było mnie budzić”.“Budziłam i nic, to latałam” odpowiadam z podejrzliwością w głosie i obiecuje sobie, że następnej nocy to On będzie biegał do dzieci.
Po śniadaniu, które jak zwykle przebiegało w rodzinnej harmonii wszyscy głośno rozmawiają, dziewczynki zabierają sobie jedzenie i rzucają w siebie resztkami szynki i skórek od chleba. Helenka wylewa herbatę na blat stoliczka i radośnie siorpie. Chwilę po śniadaniu Helka robi kupę no i co?, Tak tak jest na bodach. Przebierając dziecko i myjąc body, puściłam Helkę z gołym pupskiem, na chwilę bo co się może stać przez ten momencik? i nie zdążyłam pomyśleć a stało się …druga kupa jest już na ziemi a Helka radośnie ( stopami ) projektuje w niej obraz Leonarda Va Vinci. “Hmm myślę co to arcydzieło może przedstawiać?“-żartuję, nie myślę tak wcale, rzucam wszystko i wyjmuję upaplane, dziełem sztuki dziecko. Myję, przebieram w pampersa (teraz już w ekspresowym tempie) i czuję kupę unoszącą się w powietrzu i na moich rękach. Z przykrością stwierdzam, że zapach tak się w nie wgryzł, że nie da się ich umyć, ni jak , będę śmierdzieć przez cały dzień. Dwie godziny później znowu kupa. W tym momencie mnie olśniło “Ma rozwolnienie!, no tak ząbki idą…, dziś! jak by nie mogły poczekać do poniedziałku“.
Wczesne popołudnie.
Jeszcze chwila i przyjadą goście Zosia czeka na nich zniecierpliwiona . Mały Antek z rodzicami. Przyjechali. Zosia zabrała gościa za rękę i poszła, my dorośli zostajemy przez chwilę w kuchni na pogaduchy. Za chwilę rozlega się płacz Antosia.
-“Zosiu co się stało?” Pyta tata Antka,
-“Antoś się uderzył”
-” Zosiu a o co?”
” O cebulę” odpowiada z troską Zosia trzymając ją w ręku.
Dalej dzień potoczył się już całkiem normalnie, jeszcze kilka kup Helki, gra dzieci w “kto więcej wyrzuci ze stołu podczas jedzenia ten wygrywa” Każdy rodzic zapewne zna jej zasady. Helka wypija jeszcze w kulturalny sposób ( bo z plastikowej filiżanki) wodę z basenu syto zakrapianą trawą. Pożegnaliśmy gości. Prawie pora kolacji. J siada do swoich rozpisek i faktur na stoliku w ogródku. A tam gdzie papiery tam też i dzieci i jest zabawa. J już trochę poirytowany do Zosi, która po raz 5 zrzuca mu papiery ze stolika” Ja tu byłem pierwszy!”, mówi ostatkiem sił walcząc o własną przestrzeń ,” To nie wyścigi tato”, odpowiada grzecznie Zosia.
Kolacja przebiega całkiem spokojnie idziemy z maluchami na górę umyć zęby, Ja zmywam twarz “Bosz, ale to lustro mnie postarza“, myślę sobie, w końcu mam ledwo co 30-stkę na karku.
-“Mamo ?”
-“Tak Zosiu?”
-” A do czego ten kremik?”,
-“A nawilżający taki na zmarszczki,
-“A, acha, a co to są marszczki?”,
-“Nie marszczki, tylko zmarszczki” . No cóż dziecko pyta, chce chłonąć wiedzę to powiem , myślę.
-“Zosiu zobacz jak robię miny to mam tu takie kreseczki widzisz?”,
“Tak !”,
-“A u niektórych ludzi tak już zostaje”.
-“Nie dobrze” skwitowała mój wywód Zosia.
Tak własnie wyglądają moje dzieci od kuchni, moje aniołeczki z rogami, wiem że u Was jest podobnie ;) Pochwalcie się trochę :)
Ten tekst został wyróżniony w cotygodniowym rankingu najlepszych tekstów rodzicielskich na stronie Mądrzy Rodzice.
Jeżeli spodobał Wam się ten tekst polecam przeczyta też “Cała prawda o Matce“