fbpx

High-need baby, czyli macierzyństwo w wersji hard.

Napisałam Ja : Ada | Kosmetomama
Dzisiejszym gościem jest Karolina mama małej wymagającej Tosi. Dzięki je doświadczeniom możemy poznać inny punkt widzenia macierzyństwa i możliwość radzenia sobie z nim.
mamacarla

 

“Mamacarla.pl to wyjątkowo idealne miejsce w sieci dla wyjątkowo nieperfekcyjnych rodziców wyjątkowych, nieidealnych dzieci :) Bez lukru, bez udawania, bez sztuczności. Blisko i prawdziwie.”

 

Blog Mamacarla.pl   | Fanpage Mamacarla.pl

 

Gdy słyszę zdania w stylu: “Noworodek tylko je i śpi”, albo “Niemowlę do trzech miesięcy większość czasu przesypia”, krew się we mnie gotuje. Ponoć urlop macierzyński to świetny czas, żeby skupić się na własnym rozwoju i rozkręcić biznes. Przecież “masz tyle czasu siedząc w domu z dzieckiem”. Ha, ha, ha. Wiecie, że ja właśnie tak myślałam? O losie, jaka ja głupia byłam!

Mądre książki wspominały oczywiście o kolkach, skokach rozwojowych, o bolesnym ząbkowaniu, o nieprzespanych nocach… Ok, do przeżycia. Przyjdą i odejdą, będzie git.

Nic nie zapowiadało hardcoru, który miał nastąpić po narodzeniu mojej córki. Tosia była niezwykle spokojna w brzuchu, ani razu nie kopnęła mnie tak, żebym choć pomyślała: “ała!”. W ogóle ciąża była fantastycznym okresem w moim życiu, nic mnie nie bolało, nie miałam nawet mdłości! To wszystko zupełnie nie przygotowało mnie do tego, co miało nastąpić po porodzie. Pierwsza noc po narodzinach Tosi była najgorszą nocą w moim życiu. Byłam wykończona kilkunastogodzinnym porodem zakończonym cesarką, a mała ciągle płakała. Nie przesadzam! Dziecko mojej współlokatorki z pokoju grzecznie spało, budziło się na jedzenie i znów zasypiało. Tosia zasypiała na 5 minut i znów płakała. Trwało to do 4 nad ranem, kiedy dostała mleko modyfikowane i zasnęła na najdłuższe 3 godziny w moim życiu. Pomyślałam: “Aha, była po prostu głodna! Teraz już będzie lepiej” I było, bo takiej nocy nie był w stanie przyćmić nawet najbardziej spektakularny napad kolki, czy całodzienne marudzenie. To nie znaczy, że było łatwo, o nie.

 

Tosia przez pierwsze 5 miesięcy swojego życia w zasadzie znała trzy stany – jedzenie, spanie i płacz. Żeby nie było nudno, ten ostatni występował w wielu odmianach – krzyk, wrzask, darcie się, jęczenie… Była najedzona, wyspana, przewinięta i płakała. Płakała w swoim łóżeczku, w kołysce i w naszym łóżku. Krzyczała na spacerze w wózku i podczas przejażdżki samochodem w foteliku. W chuście i w leżaczku-bujaczku również. Płakała nawet na rękach! Kolki nadeszły i odeszły, a ona wciąż płakała. Zrobiliśmy wszystkie możliwe badania – dziecko było zupełnie zdrowe. I darło się wciąż.

 

Muszę Wam opisywać jak się czułam jako matka? Moja pewność siebie była na poziomie -100. Czułam, że zawiodłam jako matka. Nie potrafiłam pomóc własnemu dziecku! Nieubłaganie pojawiły się w mojej głowie pytania, co robię źle, czy ja się w ogóle nadaję na matkę? W dodatku czułam się jak więzień we własnym domu. Codziennie płakałam i zazdrościłam mężowi, że może wyjść do pracy i oderwać się na kilka godzin od tego koszmaru. Skreślałam dni, tygodnie, miesiące, żyłam nadzieją, że może sytuacja się zmieni, gdy córka skończy miesiąc, dwa, trzy, cztery… Z tym okresem chyba już zawsze kojarzyć mi się będę słowa piosenki Coldplay “Nobody said it was easy. No one ever said it would be this hard“.
W międzyczasie natrafiłam na określenie “high-need baby” i cudowną grupę wsparcia na Facebooku, dzięki którym poczułam, że nie jestem sama i że to nie moja wina.

 

High-need baby, dziecko o wysokich potrzebach, to niemowlę, które wszystkiego potrzebuje więcej, oprócz snu. Choć nie do końca tak jest – HNB potrzebuje snu, ale bardzo trudno mu przejść w głęboką fazę snu. Często śpi tylko w ramionach matki, przy piersi lub w chuście. Wyjątkowo głośno i ekspresyjnie domaga się spełnienia każdej swojej potrzeby, jest bardzo aktywne, sypia w dzień dużo mniej niż jego rówieśnicy, ciągle domaga się piersi, co chwilę budzi się w nocy, wydaje się być ciągle rozdrażnione i niezadowolone. Niestety, nawet jeśli uda się je uspokoić dwa razy w określony sposób, nie można liczyć na to, że za trzecim razem metoda zadziała – HNB jest nieprzewidywalne. Kolejną cechą takiego dziecka jest niesamowita wrażliwość, byle szelest może je obudzić, byle co może zdenerwować. Jest nieodkładalne, gdy tylko próbuje się je przełożyć do łóżeczka natychmiast się wybudza i… nie zgadniecie, zaczyna płakać! O samodzielnym zasypianiu możemy oczywiście zapomnieć.

To nie jest tak, że high-need baby musi charakteryzować się wszystkimi wyżej wymienionymi cechami. Tosia na przykład przez pierwszych kilka miesięcy życia ładnie spała w nocy. To właśnie to oraz ogromne wsparcie i zrozumienie najbliższych sprawiło, że nie popadłam w depresję.
Jeśli też macie szczęście posiadać wymagające dziecko (to nie ironia, dzieci takie zazwyczaj wyrastają na pewnych siebie, empatycznych, odważnych i nie bojących się spełniać swoich marzeń dorosłych), nie załamujcie się! Dołączcie do grupy wsparcia, przeczytajcie “Księgę wymagającego dziecka” Searsów, przestańcie winić siebie lub dziecko. Zapraszam rownież na mojego bloga www.mamacarla.pl, na którym znajdziecie zrozumienie i praktyczne wskazówki. Gwarantuję, że nie raz pokiwacie głową “Tak, tak, my też tak mamy!” Nie jesteście sami i to wszystko kiedyś minie! Z bycia HNB się nie wyrasta, ale z czasem jest łatwiej. U nas 5. miesiąc przyniósł przełom. Choć oczywiście i dziś 14-miesięczna Tosia krzyczy i marudzi znacznie więcej niż jej rówieśnicy. Domaga się natychmiastowego spełnienia swoich potrzeb i nie znosi odmowy. Wiecie, high-need baby przeobraża się w high-need child, a to już temat na osobny artykuł :)
(Visited 2 380 times, 1 visits today)

Napewno też to polubisz !