Często to słyszycie, a może na odwrót? Chciała mieć chłopca a tu dziewczynka? Mamy żalące się jak to im było źle, jak się dowiedziały, że to NIE ta płeć co by chciały! Że przecież robiły nawet testy kiedy się kochać żeby wypadło na to co sobie już wymarzyły?, że to koniecznie musi być TA PŁEĆ!
Młoda mama tak koło 32 lat, na oko. Świeżo poznana, ma już chłopca. Mówi, że z chłopcami to trudniej (nie wiem, nie mogę zweryfikować tej wiedzy, bo mam 2 dziewczyny) Opowiada mi jak to było gdy dowiedziała się o ciąży, bardzo się cieszyła, skakała z radości, aż do USG na którym wyszło, że będzie chłopiec. A ona tak bardzo chciała mieć dziewczynkę. Mówiła, że nie mogła do siebie dojść po tej wiadomości, że się wkurzała, że to nie jest dziewczynka którą sobie wymarzyła i zaplanowała.
Kolejna rozmowa. Jakaś mama w restauracji patrzy ma moje córki i mówi “Ale ładnie się bawią, moich synów to nigdzie zabrać nie można, bo tak się wydzierają. Wie Pani jak się dowiedziałam, że będę miała drugiego syna to się popłakałam”.
Troszkę cofnijmy się w czasie…
Jestem w ciąży cieszę się na tą wiadomość, naprawdę obojętne mi jest czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, pewnie wiele z Was tak do tego podchodzi. Zosia siedzi z tatą na fotelu u lekarza i razem ze mną szukamy bijącego serduszka. Pani Doktor mówi, że wszystko jest dobrze, że maluch prawidłowo się rozwija. Następna wizyta i następne badanie, tętno w normie, widać maluśkie rączki i nóżki. Skacze z radości i dzwonię do koleżanki, której w zabawie wywróżyłam, że będzie miała maluszka 2 miesiące później niż ja. Razem się cieszymy, ona mówi, że próbują i że zrobi test.
Po kilku dniach dzwoni cała w skowronkach i mówi, że jest w ciąży test wskazał 2 kreski!. Bardzo się obie cieszymy i wygłupiamy z wróżby która się udała. Prosi mnie o kontakt do mojej lekarki, bo jej córka ma już 6 lat i nie ma do kogo pójść. Z przyjemnością polecam jej moją ginekolog bo w końcu moją Zosię na świat wydobyła.
Koleżanka idzie po jakimś czasie na umówioną wizytę. Umówiłyśmy się, że zadzwoni do mnie po niej. Wizyta się kończy koło 11:00, ale telefon nie dzwoni. Jak dzwonie koło 12:00, święcie przekonana, że nie dzwoni bo się wizyta po prostu przesunęła. W słuchawce słyszę cieniutki, ledwo słyszalny głos, słyszę że ledwo powstrzymuje się od płaczu. Pytam (chociaż spodziewam się najgorszego)
–Co się stało, (głupie pytanie, ale tylko ono nasuwało mi się na myśl)
– Adeńko słuchaj nie jest dobrze (płacze do słuchawki)
– Wiesz Pani doktor powiedziała mi, że, że tętno jest za słabe….
-Że maluszek ma tylko 7% szans na przeżycie…..
-Matko kochana, może jeszcze wszystko się ułoży?!
-Adeńko jeszcze pojadę na jedną wizytę do innego lekarza, tylko najpierw muszę zadzwonić do męża i jakoś dojechać do domu.
-Dobrze kochana no pewnie, jedz, zawsze warto jeszcze sprawdzić, w razie czego dzwoń.
Rozłączyła się, A w moim sercu pozostała dziura z żalu , złapałam się za lekko wystający już brzuch i gdybym mogła przytuliła bym siedzące w nim dziecko. Modliłam się o lepszy wynik przy następnej wizycie. Tętno cały czas było po niżej normy, chociaż ten drugi lekarz powiedział jej, że jest 15 % szans na przeżycie w takim wypadku. Mój brzuch rósł a w nim Helka (jeszcze o tym nie wiedziałam że to będzie dziewczynka) Rósł też na szczęście brzuch mojej koleżanki. Spotkamy się aby porozmawiać.
– I co kochana jak tam, z maluszkiem?
-A wiesz Adeńko, bardzo się boję, muszę wykonać jeszcze dodatkowe badania prenatalne żeby zobaczyć czy są szanse, czy serduszko się dobrze rozwija i czy maluch rośnie.
Próbowałam ją pocieszyć, ale dla kobiety walczącej o dziecko żaden słowa nie są ukojeniem. Jakiś czas później znowu rozmawiałyśmy (chociaż tak próbowałam ją wspierać). Była na badaniach. Pani Doktor spoglądała krzywo i powiedziała, że nie ma wskazań i że on za ta badania płacić nie będzie bez wskazań i że skoro jedno dziecko ma zdrowe to dlaczego drugie ma być chore?!. Po tych informacjach ręce mi opadły. Baba “Lekarz”, która przyjmuje kobiety z podejrzeniem jakiejś wady u płodu, ma czelność jeszcze tak się do tych kobiet odzywać! Jeszcze bardziej ścisnęło mnie za serce, patrząc jak koleżanka stara się walczyć ostatkiem sił o swoje dziecko…
Badania wypadły pomyślnie, maluszek rozwijał się także prawidłowo, był tylko trochę mniejszy od innych. Do ostatniej chwili jednak nie wiadomo było czy tak niskie tętno na początku tworzenia życia nie spowoduje problemów rozwoju innych organów w tym mózgu. Ja urodziłam moją córcię, ona 2 miesiące później urodziła swojego maluszka.
Dlaczego wspomniałam o tych historiach? Czy mają ze sobą coś wspólnego? Tak, bo u mojej koleżanki też urodził się chłopiec. Chłopiec ma teraz 1 i 3 miesiące, biega, krzyczy i szaleje, świetnie się rozwija. Dla jednych kobiet to przysłowiowy “koniec świata” i powód do narzekania, lamentów i łez, a dla drugich to powód do wielkiej radości i nieskończonego szczęścia.
Nie rozumiem takich mam, tak samo jak nie rozumiem ojców, którzy chcą mieć np. chłopca i koniec!, bo inaczej się świat zawali. Więc za nim zaczniesz narzekać na płeć swojego dziecka, przeczytaj tą historię i zobacz ile masz szczęścia. Doceń to, że przez 9 miesięcy tworzenia nowego życia, twoim jedynym zmartwieniem było urządzanie pokoju dziecięcego i szykowanie maleńkiej garderoby.
Tekst dedykuje Tobie…M.
Ten tekst został wyróżniony w cotygodniowym rankingu najlepszych tekstów rodzicielskich na stronie Mądrzy Rodzice.